Zacznę wyjaśnienie tytułu od końca: Content ID to mechanizm YouTube, którego zadaniem jest nadzór nad łamaniem prawa autorskiego przez publikujących swoje filmy. A dokładniej chodzi o automatyczne wyszukiwanie podobieństw do znanych (i chronionych) utworów, a następnie, na tej podstawie, podejmowanie adekwatnych działań. Z racji tego, że Content ID jest automatem, to i działania są automatyczne, więc nie zawsze adekwatne.
Moim skromnym zdaniem, utrudnia to życie zarówno osobom nieświadomym istnienia praw autorskich, jak i tym, którzy je znają i respektują. YouTube bowiem, za pomocą tego mechanizmu, prewencyjnie łamie jedno ze świętych praw dozwolonego użytku – mianowicie prawo cytatu (o którym więcej pisałem tutaj). Ten tekst jest więc o tym, jak to działa i jak sobie z tym poradzić.
Problem w tym, że każdy kontekst wykorzystania prawa cytatu jest inny. Czasem będą to potrzeby specyficznego gatunku twórczości (np. pastisz), innym razem analiza krytyczna. Robot, nawet będący własnością Google, nie jest w stanie tego kontekstu właściwe zinterpretować. Analizuje treści i przypisuje je do katalogu znanych utworów, a następnie oddaje stery w ręce właściciela utworu pierwotnego. Często są to duże wytwórnie muzyczne czy dystrybutorzy. To oni decydują czy zgadzają się na Twoje wykorzystanie ich utworu. Mają do dyspozycji cztery kroki:
Warto pamiętać, że każda z tych opcji może działać niezależnie w różnych krajach. Może więc być tak, że Twój film będzie działał bez zarzutu w Polsce, ale widzowie z innych krajów już go nie obejrzą.
To tworzy typowy dla tworzących na YouTube problem – co z monetyzacją? Powstało przecież nowe zjawisko zawodowe. Osoby, które chcą tworzyć profesjonalne treści i na nich zarabiać, zachęcone sukcesami innych. Jedna z czytelniczek napisała do mnie tak:
Zamierzam założyć bloga muzycznego i związany z nim kanał na youtube, ale nie wiem jak daleko mogę się posunąć jeśli chodzi o wykorzystywanie cudzych utworów. Nie będę recenzować płyt, zamierzam się skupić na opisywaniu cech gatunków muzycznych, ich ewolucji i historii. Jak rozumiem, mam pełne prawo wykorzystywać fragmenty utworów w celu przedstawienia konkretnych zabiegów stylistycznych i środków wyrazu. A co gdybym chciała zamieścić kompilację „historia viking metalu: lata 90.” albo „Jak brzmi muzyka sefardyjska?”
Cały problem polega na tym, że to, co zamierza robić pani Wioletta mieści się w zakresie dozwolonego użytku, a konkretnie wspominanego już prawa cytatu. Ma więc pełne prawo tworzyć takie filmy, publikować i dystrybuować. Jednocześnie zapewne padnie ofiarą mechanizmu Content ID, który, wykrywając fragmenty utworów cudzych, nie będzie w stanie zweryfikować całości kontekstu i nałoży na film konkretne ograniczenia. Jedno z nich może polegać na tym, że pani Wioletta nie zarobi na swojej pracy, a nawet więcej – właściciele praw do wykorzystanych fragmentów utworów będą mogli sami emitować reklamy przed filmami pani Wioletty i na nich zarabiać. To zaś sprawia, że z ich punktu widzenia bez sensu jest rezygnować z roszczenia.
Mechanizm Content ID zakłada również odwołanie się od decyzji systemu. Warto wtedy powołać się na dozwolony użytek. System daje możliwość opisania sytuacji i odwołania się od decyzji. Jeśli przyjdzie nam tłumaczyć się po angielsku, to najlepiej użyć określenia fair use, które dla każdego w branży będzie jasne.W pierwszym kroku możemy się odwołać powołując się jeden z następujących powodów:
Pierwsze punkty to niezła zmyłka i może dawać nadzieję, ale to ułuda. Posiadanie płyty nie oznacza, że można wykorzystywać utwory na niej nagrane jak się chce. Prawo cytatu nie odnosi się w ogóle do sytuacji komercyjnego czy niekomercyjnego wykorzystania utworów. No i wreszcie – podanie źródła oznacza prawie nigdy, że warunki dozwolonego użytku zostały spełnione.
Tak wygląda przykładowe roszczenie na moim kanale.
Problem w tym, że nasze odwołanie może zostać odrzucone, a roszczenie podtrzymane. Dlatego? Bo może… Żadna duża wytwórnia nie ma czasu, ani ochoty rozpatrywać szczegółowo naszej sprawy. Prościej jest więc odrzucić odwołanie, bo i tak nic za to nie grozi. Więcej ryzykuje odwołujący się, bowiem jeśli YouTube uzna, że celowo łamiemy prawa autorskie, to zupełnie zablokuje nasz kanał. Z takiej sytuacji trudno się wytłumaczyć, bowiem w YouTube nie za bardzo jest z kim o tym porozmawiać.
Niby nic wielkiego, jeśli jest się pewnym swoich praw, ale podpisanie się pod takim oświadczeniem budzi niepokój.
Co zatem zrobić, aby zminimalizować ryzyko problemów? Oto kilka moich rad na koniec:
Te skromne rady nie załatwiają całego problemu tej sytuacji. Nie pomogą cytowanej przeze mnie czytelniczce. Z jednej strony stoję na stanowisku, że komputer decydujący o owocach naszej pracy to zło w czystej postaci, a z drugiej rozumiem YouTube. Ten megaportal ma istotny interes w tym, żeby chronić prawa autorskie, bo korzystają z niego setki milionów ludzi. Trudno sobie wyobrazić inny sposób, niż kontrola automatyczna. Ja i każdy z nas, korzystając z YouTube, jestem gościem w jego zasobach. Podobnie (usłyszałem to kiedyś od Guya Kawasaki) jak gość na przyjęciu. Jeśli przyjęcie mi się nie podoba, to z niego wychodzę, a nie sikam gospodarzowi do basenu.
Lepszego przyjęcia w okolicy nie ma, więc póki co jeszcze trochę zostanę.
1 Comment
Witam,
Dzięki za wyjaśnienie.
No k pytanie-
Czy jeśli inspiruje się zdjęciem z Internetu
malując obraz ( abstrakcja nie mająca nic wspólnego ze zdjęciem) i dodam w opisie pracy, że inspirowalam się zdjęciem danego autora podając link do jego strony, to łamie prawa autorskie?
Pozdrawiam serdecznie,
Kasia Maguda