Obserwuję od jakiegoś czasu takie sytuacje, gdy firmy inwestują w całkiem ciekawy sprzęt wideo, a następnie urządzenia te są uruchamiane w trybie zielonym czyli [AUTO]. Bywa, że ktoś tak filmuje od roku i nie zauważył jeszcze, że coś jest nie tak. No bo jak ma niby zauważyć? Tryb Manualny czyli [M] raczej przeraża mnogością możliwości. Jeśli jednak dowiemy się, jak go używać, to materiał, który stworzymy zdecydowanie zyska na jakości.
Omówiłem nieco dokładnie tryb manualny w przypadku filmowania aparatem tutaj:
Raczej warto zacząć do tego czym tryb manualny nie jest. Otóż nie jest on programem, w którym godzimy się, aby automatyka aparatu czy kamery decydowała za nas o doborze odpowiednich parametrów. Przede wszystkim chodzi o czas i przesłonę, ale pośrednio również o czułość ISO i ostrość.
Tryb manualny ma za zadanie uśrednić sytuację i zrobić ujęcie bezpieczne. Jeśli macie czasem problemy z autofocusem, to wiecie, że automaty nie zawsze działają dobrze. Pstrokate tło, ruch w kadrze i ostrość ucieka. Wiemy, że wtedy najlepiej przełączyć się w tryb ręczny i ustawić ten parametr osobiście. Szczególnie, że współczesne urządzenia mają bardzo dobre wskaźniki typu focus assistant podkreślające na ekranie LCD obrysy ostrych krawędzi. Tyle, że to trochę za mało.
Jeśli pozwalają na to warunki oświetleniowe zawsze warto zmniejszyć czułość nagrania. Automatyka aparatu tutaj radzi sobie całkiem nieźle, ale bywa, że w gorszym oświetleniu automat woli ustawić ISO na bardzo dużą czułość i przymknąć migawkę. Automat zabezpiecza się w ten sposób przed nieostrym zdjęciem czy ujęciem. Jak wiadomo z fotografii: czym mniejszy otwór przysłony, tym większa głębia ostrości, a więc wszystko to, co będzie ostre za i przed obiektem. Ale to oznacza też, że mało światła wpada do obiektywu i automat musi zwiększyć czułość (i niestety również zaszumienie obrazu).
Gdyby otworzyć migawkę maksymalnie to uzyskamy znacznie więcej światła, ale głębia ostrości będzie liczona już w milimetrach. Obraz będzie piękny, miękki, ale automat nie poradzi sobie z utrzymaniem ostrości. Zobaczcie to na przykładzie:
Aby uzyskać taki efekt należało jednak zadziałać świadomie – otworzyć przysłonę maksymalnie i bardzo precyzyjnie ustawić ostrość. Automat aparatu nigdy by tak nie zadziałał, bo to dla niego za duże ryzyko.
Na pewno tryb manualny szybciej opanują osoby, które wcześniej bawiły się fotografią analogową. W czasach Zenitów i Praktik w zasadzie nie było innego wyjścia, jak kombinować nad zrobieniem każdego zdjęcia. Czułość wyznaczał sam film (kupowało się kliszę o konkretnej czułości i nie dało się tego zmienić w trakcie), ale dobór migawki i przysłony oraz świadomość jak dany obiektyw zachowuje się w określonych warunkach – świetna szkoła.
Tym bardziej zachęcam do eksperymentowania, bo to się opłaca. Oba, banalne zdjęcia miśka dzielą dwie klasy jakości. Pierwsze wygląda jakby zostało zrobione pięcioletnim chińskim smartfonem. Drugie, może nie jest na poziomie mistrzowskim, ale pokazuje, że nawet w zagraconym dziecięcym pokoju można zrobić portret przy nijakim oświetleniu i bez żadnej dodatkowej lampy. To się opłaca też bardzo dosłownie. Do wykonania zdjęć użyłem aparatu Panasonic GH5-S (koszt: 9.000 zł) i obiektywu Canon EF 24 mm f/2.8 (koszt: 2.400 zł). To są drogie rzeczy i jeśli mamy już za nie płacić, to byłoby miło, aby zarabiały one na siebie jakością. A jakość zapewnimy tylko my, ręcznie.
P.S. O tym, jak sobie radzić z głębią ostrości wspominałem już poprzednio.
1 Comment
Generalnie nie ma lepszej opcji niż tryb manualny. Zwłaszcza w fotografii reportażowej. Dobrze przy tym ustawić wartość ISO na AUTO i możemy cieszyć się fotografowaniem. Zwłaszcza w dobie aparatów, które przy ISO 3200 robią bardzo dobre zdjęcia.